Galeria SCENA

Nasze prace - Z listów niewysłanych

Autor: Monika Stocka
Tytuł: rozmowy
Teraz, kiedy pozwoliłam sobie na rozmowę, na słowa, najbardziej tęsknię za tym nagim milczeniem, którego niekiedy doświadczaliśmy. Za minutami ssanymi jak najpyszniejszy cukierek, co smakiem i wonią ściele stęsknione ciała komnat. Słowa były wówczas nagie, prawdziwe, bezczelne, bezwstydne, bo nie nazwane. Niewypowiedziane. Ulotne. Nieskrępowane. Wolne.
Zerwaliśmy jabłko.
Ja zerwałam?
Ty mi je podałeś.
Zjedliśmy.
Zgrzeszyliśmy.
I przyszedł wstyd. Urósł i przesłonił nam świat.
I ubraliśmy się w pierwsze lepsze hałasy zdarzeń, dziurawe zdania, dźwięczne bardzo, przez które przebijał jakiś fałsz. Albo może to prawda patrzyła błagalnie, zażenowana tym przedstawieniem i prosiła, by ją uwolnić.
Nagle zakryliśmy oczy, usta i dłonie, żeby nie zdradzały dobrze ujarzmianego drżenia, tego dzikiego konia z trudem wstrzymywanego za lejce.(nic nie widać na zewnątrz) To szaleństwo, które musiało przybrać postać dostojnego menueta.
W rękawiczkach i okularach popijamy wytwornie herbatę zawieszoną na kruchych konwenansach.I wypełniamy czas po same brzegi hałaśliwą pustką bez znaczenia. Dlatego wciąż jeszcze jest miejsce na kolejne niepotrzebne słowa.
Boisz się już tak milczeć. Może nie masz mi już nic do powiedzenia?
A ja z kolei nie chcę już słuchać zdań, tych murów z ciężkich cegieł, w które głucho i tak bezskutecznie walę. Bo wiem, że za nimi jest przestrzeń. Ta intymna, wybrana, wysmakowana. Ten stan nieważkości, który jak narkotyk spogląda na mnie porozumiewawczo, ale na który mnie już nie stać... już wszystko sprzedałam.
A mur budujesz coraz grubszy.
Już mnie nie wołasz.
Nie mam nic do zaoferowania.


Zapełniam więc strony oparami narkotycznych urojeń, w których, jak w głębokim, nieruchomym jeziorze się zanurzam, jeszcze niepewna, czy iść głębiej, czy zawrócić.


Zostaw swój komentarz
Nick:
Komentarz: